poniedziałek, 27 października 2014

18 Targi w Krakowie- relacja, piątek

Dzisiaj chciałbym się podzielić wrażeniami z krakowskich targów książki. Niestety, mogłem być na nich tylko w piątek, jednak to co zobaczyłem sprawiło, że już nie mogę doczekać się kolejnych targów w przyszłym roku. I na pewno zabawię na nich o wiele dłużej...
Już po wyjściu z tramwaju dało się odczuć atmosferę Targów, kiedy właściwie wszyscy pasażerowie udali się w jednym kierunku niczym mrówki. Nikt nie miał wątpliwości, w którą stronę pójść, choć nie wszyscy byli tam wcześniej. Pogoda nie rozpieszczała- zimny wiatr, temperatura na poziomie 5 stopni, ogólna szarość, kałuże deszczu...Brrr. W ten smutny świat niczym promień słońca zaraz miał wpaść hałas, zgiełk i ścisk hali targowej. Już stojąc przy wejściu poczułem się światowo:
Nie było w tym przypadku, gdyż w tym roku Targi były prawdziwie ,,międzynarodowe". Goście m.in z Białorusi, Austrii, Niemiec, Węgier, Wielkiej Brytanii, a nawet ze Szkocji i wielu innych państw sprawili, że w krakowskim tyglu mieszały się języki i narodowości. Z pewnością było to święto książki,. Tak, to najlepsze określenie. W kolejce przed otwarciem trzeba było czekać kilka godzin. Przyjechałem trochę później jakby przewidując, co mnie może czekać.
 Przez  cztery dni targi odwiedziło blisko 60 tys zwiedzających, wśród których nie zabrakło Pani Prezydentowej Anny Komorowskiej, Kilkaset stoisk wydawniczych, kilkuset pisarzy podpisujących książki, tłumy ludzi czekających na autograf z dedykacją i chwilę rozmowy. Co mnie uderzyło  podczas tego krótkiego pobytu na targach? Przede wszystkim wielka liczba dzieci, które szalały między stoiskami wystawców, kilkadziesiąt z nich oblegało Andrzeja Maleszkę, autora ,,Magicznego drzewa". Zdaję sobie sprawę, że większość z nich była po prostu przyprowadzona wprost ze szkół w ramach lekcji, co nie zmienia faktu, że ich obecność daję nadzieję na kolejne pokolenia wiernych czytelników. Wiadomość została wysłana: książkowy świat jest kolorowy i warto do niego zaglądać. Na obejście wszystkich stoisk nie wystarczyło mi czasu, zauważyłem jednak, że króluje książka drukowana. Z tego co pamiętam, po długich poszukiwaniach znalazłem tylko jedno stoisko z czytnikami e-booków. Na jednej z prezentacji w salach seminaryjnych otrzymałem odpowiedź- czytniki są wypierane przez smartphony i tablety, do tego dochodzi wielkie przywiązanie do książki drukowanej przez co czytniki nie są wstanie zdobyć szerszej popularności. Może to i dobrze- jak można porównać prawdziwą książkę -przepraszam za wyrażenie-z przesuwaniem palcem po ekranie?
Kolejną rzeczą, na którą zwróciłem uwagę był automat z książkami- idziemy w stronę Japonii, gdzie w automacie można kupić nawet jajka. 

Między wystawcami trwał swoisty wyścig promocji: 10%, 25% i więcej. Była to przysłowiowa woda na młyn dla ,,nałogowych" pożeraczy książek- objuczeni w reklamówki zmuszeni byli dźwigać kilogramy książek, ale nikt nie narzekał, przeciwnie- wszyscy uśmiechnięci przemykali między regałami.
 Wracając do samych targów, to nie da się ukryć, że nowa hala okazała się za mała. W chwilach przypływu gości migracja między stoiskami stawała się wyraźnie wolniejsza, było ciasno, dlatego najlepszym czasem do odwiedzenia targów wydają się godziny popołudniowe (po 14). Najważniejszym kryterium powinna być jednak obecność ulubionych autorów, wśród których w tym roku byli m.in. Wojciech Cejrowski, Olga Tokarczuk, Marek Krajewski, Anna Dymna. Bardzo żałuję, że nie dane mi było być na targach dłużej, zwłaszcza w niedzielę, 26 października, kiedy na targach zjawili się moi ulubieni pisarze.. Za rok postaram się to nadrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz