Na
początku tekstu traktującego o książce wypada choćby skrótowo przedstawić
sylwetkę autora, a więc… Umberto Eco, włoski pisarz, filozof, mediewista
(jeszcze wiele można by napisać), urodzony w 1932 roku, profesor Uniwersytetu
Bolońskiego jest jednym z najbardziej cenionych współczesnych pisarzy. Jego
dzieła to m.in. ,,Wyspa dnia poprzedniego”,
,,Baudolino”, ,,Cmentarz w Pradze”, ,,Wahadło Foucaulta” i oczywiście - ,,Imię róży”. Osobom, które miały już
kontakt z jego twórczością nie trzeba przedstawiać sylwetki Profesora,
natomiast pozostali czytelnicy bez problemu znajdą interesujące ich informacje w
encyklopedii, bądź Internecie. Skorzystanie z drugiej opcji niesie za sobą
możliwość zobaczenia zdjęć autora. Tak, to ten starszy pan z brodą i w
okularach. To tyle o autorze. Zresztą w Dopiskach
na marginesie ,,Imienia róży” sam napisał że po ukończeniu dzieła jego
twórca powinien zakończyć życie żeby nie stać na drodze którą książka ma kroczyć.
My natomiast życzymy Profesorowi jeszcze wielu, wielu lat życia. Plurimos
annos!
Wracając
jednak do tematu… Wyobraźmy sobie że przenosimy się nagle do mroków
średniowiecza. Jest jesień roku Pańskiego 1327. W nieznanym dokładnie miejscu w
północnej Italii, wznosi się na wzgórzu okazałe opactwo benedyktyńskie. Potężne
mury górują nad okolicą i zdają się chronić swych mieszkańców przed wszelkim
złem, jakie mogliby napotkać poza opactwem. Wewnątrz niego pobożni mnisi żyjący
według ściśle określonych zasad modlą się i pracują, zgodnie z regułą swego
zakonu. Lecz to wzorowe na pozór opactwo skrywa pewne mroczne tajemnice,
których jest gotowe bronić nawet za najwyższą cenę. I pewno na tym historia by
się skończyła, gdyby wspomniane opactwo nie dostąpiło zaszczytu goszczenia
uczestników dysputy o ubóstwie Chrystusa i Kościoła, wśród których mieli się
znajdować ważni dostojnicy kościelni. Nie chcąc doznać kompromitacji przed
delegacją papieską, przełożeni opactwa postanowili wyjaśnić zagadkowe
wydarzenia jakie miały miejsce w jego murach na własną rękę. Tę niezwykle
odpowiedzialną misję postanowiono powierzyć człowiekowi spoza społeczności
opactwa, słynącemu z bystrości umysłu i przebiegłości – franciszkaninowi
Wilhelmowi z Baskerville. Wraz ze swym towarzyszem - Adsem z Melku, Wilhelm rozpoczyna żmudne
dochodzenie. W opactwie dokonywane są jednak nowe zbrodnie, a czas przyjazdu
delegacji coraz bardziej się przybliża. Strach opata potęguje świadomość tego, iż
wśród członków delegacji będzie także znany z niezwykłego okrucieństwa
inkwizytor – Bernard Gui. Ostatnią nadzieją mnichów jest Wilhelm, którego
bystrość i inteligencja wielokrotnie zadziwia wszystkich. Dość wcześnie
spostrzega on, iż klucz do rozwiązania wszelkich zagadek znajduje się w
najbardziej niezwykłej ze wszystkich części opactwa - w labiryncie biblioteki.
Dzieło
Umberto Eco znalazło się w ścisłej czołówce rankingu 100 najlepszych powieści
kryminalnych wszech czasów i rankingu 100 najlepszych książek XX wieku wg ,,Le Monde”. W ,,Imieniu róży” łatwo znaleźć coś dla siebie. Miłośnicy kryminałów,
filozofii, historii, czy ogólnie pojętej ,,dobrej literatury” z pewnością nie
będą zawiedzeni. Czytając ,,Imię róży” można
także nieraz się zaśmiać, lecz wtedy gości
w umyśle obawa, że nagle do pokoju wejdzie czcigodny Jorge i uderzając
pięścią w stół upomni nas, że oto upodobniliśmy się do małpy (aby wiedzieć w
czym rzecz trzeba przeczytać książkę, nie po to przecież Umberto Eco pracował
nad nią przez tak długi czas J). A poza tym spojrzenie na bibliotekę nie
pozostanie już takie samo jak do tej pory.
Jako że
nasz blog jest blogiem ludzi kochających książki, myślę że główny bohater ,,Imienia róży” Wilhelm bez wątpienia
zalicza się do tego grona. Jako człowiek oczytany znający cenę wiedzy (a raczej
jej bezcenność) bardzo szanował słowo pisane. Jego spojrzenie na bezcenne
zasoby biblioteki opactwa która stanęła w płomieniach zdaje się wyrażać pytanie:
Life or books? That is the question.
Obrazy
wykorzystane w niniejszym wpisie są kadrami pochodzącymi z filmu ,,Imię róży” z 1986 roku, w reżyserii
Jeana-Jacques'a Annauda. Główne role zagrali w nim: Sean Connery i Christian
Slater. Zwykle nie poleca się obejrzenia filmu bez uprzedniego przeczytania
książki, ale wydaje mi się, że w tym przypadku nie jest to grzechem. Film
bardzo dobrze oddaje charakter książki, a gra Seana Connery’ego zapada w pamięć
na długo, nie dopuszczając do świadomości myśli, iż postać Wilhelma mógłby
zagrać jakikolwiek inny aktor. Dla mnie na zawsze twarz Wilhelma będzie już
twarzą Seana Connery’ego, ale myślę, że nie jestem w tym przeświadczeniu
osamotniony.
Scorpio